Ciężko było zachować powagę, ale jakoś to wspólnymi siłami naprawiłyśmy :) ...ale żeby nie było jej smutno, to co byłaby ze mnie za Panna Przypadek jeżeli sama nie zaliczyłabym wtopy:))) I znowu przyszedł pewien radosny dzionek (już nastała epoka komputeryzacji - ale wczesna :) )... Okazało się, że był do zrealizowania naprawdę DUŻY przelew. Skoro zakład energetyczny postanowił w tym dniu naprawiać usterki czy inne gówna w naszej sieci elektrycznej, zmuszeni koniecznością wysłania pieniędzy, z braku innych możliwości wraz z moim ówczesnym szefem udaliśmy się do banku, w którym było nasze konto firmowe... Pan Prezes i jego księgowa (w sensie Olcia) :D pojechali wykonać przelew... Mój uroczy przełożony jako, że jego hobby to praca przy koniach (takich ihahahaha, żeby nie było), stwierdził że jedzie mnie tylko zawieźć i spierdala, więc się nie przebiera. Pojechał tak jak stał w drelichowych uświnionych do granic możliwości spodniach i gnojozrywach!!! Serio! Gdy dotarliśmy do naszego oddziału okazało się, że obecność właściciela jest nieodzowna, więc weszliśmy RAZEM - tugewer (sorka uczę się inglisza z fiszek, bo mi zbok rozkazał) do banku! Gdy podeszliśmy do biura obsługi i poprosiliśmy o naszego doradcę w strefie VIP, obsługująca nas Pani zaczęła oczy ze zdumienia przecierać.
Wyglądaliśmy jak z bajki o świniopasie :) No ale ka$a to ka$a - wiadomo. Przyszedł nasz doradca, udaliśmy się do tajnego pokoju (nie mówcie nikomu, że Wam o nim powiedziałam!), w którym stał wielki monitor z klawiaturą :) usiadłam, wyciągnęłam dyskietkę startową (na swoim komputrze w pracy musiałam uruchamiać panel logowania klienta tego banku poprzez taką czarodziejską dyskietkę) i paczę... i paczę... i paczę... a że jak napisałam wcześniej, komputra normalnego obok nie widziałam - wypaczyłam szczelinę na tym monitorze i uparcie zaczęłam tą dyskietkę tam pchać... o mało nie rozrywając takiego kółeczka, które było w środku :D Nasz uroczy obsługujący, wraz z moim bossem paczyli na mnie z karpiem na ustach i dopiero po kilku dłuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuugich minutach obserwacji - mojej walki - pytają się co ja (w domyśle (dzieci zamknijcie uszy) - "do chuja Pana" (możecie już otworzyć) ) robię?! ...A ja z moim chińskim uśmiechem - "jak to co?! chcę uruchomić panel do logowania!!!!" Bankowy mlaś, po tym jak przestał się śmiać w głos, w nagrodę za moją pomysłowość obdarzył mnie promiennym, zalotnym uśmiechem... i objaśnił, że każdy klient (okazuje się, że prawie każdy:) ) wie, że w macierzystym banku nigdzie dyskietki z panelem się nie pcha ... nie wykluczając monitora ... dobrze, że nie noszę przy sobie finki harcerskiej, bo może spróbowałabym dziurę powiększyć?! Kto wie?:)
P.S. Przelew udało się zrealizować bez uszkodzenia bankowego sprzętu :)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz